„Polityka” o polskim rynku fotowoltaicznym: zielono, ale słono

„Polityka” o polskim rynku fotowoltaicznym: zielono, ale słono
Sunways press

W artykule poświęconemu polskiemu rynkowi fotowoltaicznemu tygodnik „Polityka” wskazuje na problemy pierwszej polskiej farmy fotowoltaicznej w Wierzchosławicach, ale także zauważa szanse, jakie przed polską branżą fotowoltaiczną otwiera rozwój energetyki obywatelskiej. 

„Polityka” przypomina przypadek pierwszej polskiej farmy fotowoltaicznej w Wierzchosławicach, której właściciele liczyli na przyjęcie przez polski rząd ustawy o OZE wprowadzającej atrakcyjne dopłaty do produkcji energii słonecznej.

Taką nadzieję dawało Ministerstwo Gospodarki kierowane przez Waldemara Pawlaka, które opracowało projekt ustawy o OZE oferujący wysokie dopłaty do produkcji energii z PV. Były premier odszedł jednak z resortu gospodarki, a jego projekt ustawy o OZE trafił do kosza.

REKLAMA

„Polityka” zwaraca uwagę, że mimo początkowego sukcesu farmy fotowoltaicznej w Wierzchosławicach, która w pierwszym roku zarobiła na sprzedaży energii i zielonych certyfikatów około 0,5 mln zł, później zaczęła ona generować coraz gorsze wyniki – wraz ze spadkiem cen energii i zielonych certyfikatów. W 2013 r. gmina Wierzchosławice, do której należy farma PV, musiała ratować się pożyczką w wysokości 300 tys. zł, obecnie jej długi wzrosły z tego powodu do 1 mln zł, a w sprawę zaangażowało się CBA.

Pawlak forsował słońce nie bez przyczyny. Liczył, że skorzystają na tym rolnicy sprzedający dobrze nasłonecznione pola. Eksperci nie wróżą jednak tym projektom powodzenia, bo – jak dowodzi przykład Wierzchosławic – nie sztuka zbudować, ale utrzymać. Wsparcie zielonych certyfikatów może nie wystarczać. A w nowym systemie, wchodzącym od przyszłego roku, farmy fotowoltaiczne na szczególne wsparcie liczyć nie mogą – pisze „Polityka”.

Tygodnik zwracają jednak na uwagę na szansę, jaką polskiemu rynkowi PV, daje sektor mikroinstalacji, który od nowego roku będzie mógł liczyć na preferencyjne dopłaty w postaci taryf gwarantowanych oraz dofinansowanie z rządowego programu „Prosument”.

REKLAMA

W przypadku małych domowych instalacji najtańszym i najprostszym rozwiązaniem jest fotowoltaika – „Polityka” cytuje Pawła Bartoszewskiego z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – instytucji uruchamiającej warty 800 mln zł program „Prosument” mający na celu dofinansowanie inwestycji w domowe mikroźródła OZE. Szacuje się, że z programu „Prosument” można sfinansować nawet 20 tys. domowych instalacji OZE.

W przypadku przyjętych w ustawie o OZE taryf gwarantowanych „Polityka” wskazuje jednak na problem.

Okazało się, że posłowie PSL przedobrzyli, chcąc z paneli stworzyć maszynkę do zarabiania pieniędzy. Przeforsowali rozwiązanie nie tylko kosztowne, ale którego Komisja Europejska może nie zaakceptować. (…) Zanosi się więc na dogrywkę w sprawie prosumentów i nowelizację ustawy, która jeszcze nie weszła w życie – ocenia „Polityka”

W artykule poświęconemu fotowoltaice „Polityka” cytuje też jednego z pierwszych właścicieli domowej elektrowni fotowoltaicznej z Opolszczyzny, który w obliczu problemów z przyłączeniem się do sieci energetycznej, za które musiałby zapłacić 100 tys. zł, postanowił sam produkować prąd.

Zakład energetyczny jest gotowy podłączyć mnie do sieci, nie żąda już za to pieniędzy. Ale ja nie jestem zainteresowany. Wolę być niezależny, nie muszę się przejmować, czy jest prąd czy wyłączyli. To zaleta bycia prosumentem (…).  Jak kilka tysięcy obywateli uniezależni się, choćby nawet częściowo, to zawodowa energetyka będzie musiała to przemyśleć – „Polityka” cytuje prosumenta z woj. opolskiego.

Link do artykułu w „Polityce”

gramwzielone.pl