Zmiany w ustawie o OZE okiem producenta biomasy [wywiad]
Biomasa w energetyce odnawialnej. Czy nowelizacja ustawy o OZE, która weszła w życie 1 lipca br., będzie nowym otwarciem dla polskich producentów biomasy? O tym jak nowe regulacje mogą wpłynąć na rynek biomasy energetycznej opowiada w wywiadzie dla Gramwzielone.pl Dariusz Zych, przedstawiciel stowarzyszenia „Polska Biomasa” i b. producent biomasy.
Gramwzielone.pl: – Jak w tym roku rozwija się rynek lokalnych producentów biomasy w porównaniu z latami wcześniejszymi? Jak kształtuje się podaż i popyt? Kto odbiera biomasę?
Dariusz Zych, stowarzyszenie „Polska Biomasa”: – Niestety o rozwoju rynku mowy być nie może, gdyż w zasadzie od początku roku 2016 rynek praktycznie nie istnieje. Wraz z wprowadzeniem współczynnika korekcyjnego dla współspalania przestały działać mechanizmy wsparcia pozwalające choć w pewnym stopniu pokrywać straty w produkcji energii z biomasy. Przy cenach certyfikatów na poziomie ok. 70 zł/MWh nie ma mowy o wyrównaniu dysproporcji pomiędzy ceną zakupu paliwa w postaci węgla potrzebną do wyprodukowania 1 MWh energii elektrycznej (10 GJ x 9,00 zł = 90 zł), a ceną biomasy (10 GJ x 21 zł = 210 zł). Pomijam w tym przypadku ceny praw do emisji, gdyż w naszym przypadku nie odgrywają roli.
Kształtowanie podaży wynika z powyższych uwarunkowań i wygląda w sposób następujący. Pewna część zakładów wytwarzających paliwa biomasowe dla energetyki przestała istnieć. Te, które miały możliwość ze względu na dostępność surowca, przestawiły się na produkcję pelletu drzewnego na inne rynki. Część zawiesiła działalność zwalniając załogi, a kilka zakładów pokrywa znikome zapotrzebowanie energetyki. Popyt na krajową biomasę kształtuje się w ilości szczątkowej i realizowany jest przez te jednostki energetyki zawodowej , które ze względów technologicznych lub finansowo-prawnych nie mogą zostać wyłączone. Główny konsument biomasy, jakim jest zielony blok w Połańcu, pokrywa swoje zapotrzebowanie niemal wyłącznie biomasą importowaną. Z takimi fanfarami odtrąbiony sukces „ekologów”, polegający na wyłączeniu współspalania, wygląda w ten sposób, że te jednostki, które spalały wcześniej węgiel z biomasą, spalają teraz sam węgiel w ilości 106 – 110 proc. poprzednich wolumenów. Brawa dla „ekologów”.
Problemem współspalania jest jednak fakt, że operatorzy elektrowni praktykując tą formę produkcji energii korzystali z preferencyjnego wsparcia dla OZE, które niekoniecznie musiało im się należeć i które zresztą może zakwestionować Komisja Europejska jako formę niedozwolonej pomocy publicznej.
– Prawdziwym problemem współspalania jest fakt rozpatrywania tej technologii przez niektóre media i środowiska jedynie w kontekście patologii. Nie chciałbym tutaj występować w roli obrońcy energetyki zawodowej, ale należy jej się choćby uczciwe postawienie sprawy. Cóż, jako technologia niewymagająca dużych nakładów inwestycyjnych i niezbyt czasochłonna, trafiwszy na sprzyjające warunki – podstawa energetyki to węgiel oraz łatwa dostępność biomasy – rozwinęła się w naszym kraju w sposób bardzo dynamiczny. Prawdą jest, że w początkowym okresie, w latach 2007 – 2012, dochodziło do nadużyć i zdarzeń karygodnych, ale jak zwykle kilka pryszczy na ciele jednoznacznie kwalifikuje pacjenta. Łatwo było w tej sytuacji dokleić etykietkę stwierdzającą o wszechwinie współspalania.
Niestety nasz poprzedni rząd przez 8 lat nie zrobił prawie nic – poza rozporządzeniem o drewnie pełnowartościowym – w kierunku właściwego rozwoju technologii. Sama idea współspalania biomasy z węglem jest w warunkach naszego kraju rozwiązaniem optymalnym i wystarczyło dołożyć minimum dobrej woli i zaangażowania, aby rozwinąć wszelkie jego zalety, eliminując możliwość niewłaściwego działania. Przychodzi mi na myśl porównanie do funkcjonowania komunikacji samochodowej bez kodeksu ruchu drogowego.
Czy Pana zdaniem faworyzowanie współspalania w nowym systemie aukcji i dopłacanie do niego ponad rynkową cenę energii to właściwy kierunek realizacji polityki wsparcia dla OZE w Polsce i czy nie ma lepszego, wykonalnego pomysłu na zagospodarowanie biomasy przez energetykę?
Nie bardzo rozumiem, co znaczy preferencyjne wsparcie dla współspalania? Z tego, co wiem, to funkcjonowało i funkcjonuje na ogólnych i obowiązujących wszystkie technologie zasadach. Porównywanie samych kosztów inwestycyjnych bez uwzględniania kosztów eksploatacyjnych jest delikatnie mówiąc błędem. W różnicy kosztów wytworzenia 1 MWh energii elektrycznej z biomasy i węgla około 70 – 80 proc. stanowiła różnica w cenie paliwa, czyli 10 GJ – tyle w zaokrągleniu potrzeba energii cieplnej do wytworzenia 1 MWh energii elektrycznej – energii w węglu do tej samej ilości energii w biomasie. Na dzień dzisiejszy, uśredniając ceny, wygląda to w następujący sposób – 10 GJ w węglu dla energetyki kosztuje ok. 90 zł, natomiast 10 GJ w biomasie kosztuje ok. 210 zł. Daje to różnice 120 zł w samych kosztach paliwa. Ceny te oczywiście na przestrzeni czasu wyglądały różnie, ale proporcje w zasadzie były stałe.
Faworyzowanie współspalania nie występuje i nie może być o tym mowy. Nie rozumiem, skąd takie tezy. Uważam, że zatwierdzona nowelizacja zerwała z faworyzowaniem zupełnie innej technologii, ale nie w tym miejscu o tym. Kolejne nieporozumienie lub błąd. Dopłacanie do energii z biomasy ponad wartość rynkową energii? A może to ta forma faworyzowania współspalania. Nie wiem już czy czasem w tych zaciekłościach nie zapomniano o idei leżącej u podstaw całego systemu. Czy nie chodzi o to, aby ograniczyć emisję CO2 ze spalania paliw kopalnych? Raczej tak. Czy spalając biomasę razem z węglem spalamy mniej węgla na jednostkę wyprodukowanej mocy w elektrowni? Tak. Czy spalając mniejsze ilości węgla ograniczamy emisję CO2? Oczywiście, że tak. Dodam jeszcze konkluzję zapisaną wcześniej – eliminując technologię współspalania zwiększyliśmy spalanie węgla. Więc skąd wątpliwości o podstawach dopłacania do wytwarzania energii z biomasy ponad wartość rynkową energii?
Nie chciałbym tutaj zostać źle zrozumianym i wcale nie uważam, że współspalanie w dużych jednostkach jest optymalnym rozwiązaniem. Oczywiście nie jest to optimum dla wykorzystania biomasy. Powinna być ona wykorzystywana w małych i średnich jednostkach kogeneracyjnych. Jednostki te powinny mieć takie zapotrzebowanie na rodzaj i ilość biomasy, jaka jest i będzie dostępna w danej bezpośredniej lokalizacji w dłuższej perspektywie – w zasięgu do 80–100 km. Nie wykluczam tu wcale podtrzymania w tychże mniejszych, kogeneracyjnych jednostkach technologii współspalania, gdyż jest to rozwiązanie idealnie wpisujące się w nasze krajowe realia – czy tego chcemy czy nie. Takie właśnie rozwiązanie uważam za idealne dla suchych form biomasy, te mokre niech zasilą biogazownie. Póki co jest to idea, która – mam nadzieję – będzie realizowana, ale kiedy zacznie funkcjonować, zależy od właściwego wyznaczenia kierunków rozwoju dla naszego OZE przez obecną ekipę rządzącą. Trzymam mocno kciuki za realizacje takiego scenariusza, a dzisiaj uważam, że korzystając ze słusznych założeń nowelizacji ustawy, przynajmniej w kontekście biomasy, należy właściwie dopisać akty wykonawcze, aby dedykowane instalacje spalania wielopaliwowego realizowały tylko pozytywne założenia tej technologii.
Nowelizacja ustawy o OZE może być szansą dla lokalnych producentów biomasy. Jakiego rodzaju instalacje na biomasę rozwiną się dzięki tej nowelizacji?
– Nowelizacja ustawy o OZE w wielu kwestiach stawia sprawy na nogach i pozwala na racjonalne podejście do biomasy. To na przyszłość, choć nie do końca wiadomo, kiedy ona nastąpi. Tak znaczny nawis zielonych certyfikatów wypacza funkcjonowanie całego systemu. Czy rząd zdecyduje się na naprawę tego systemu, co wiązać się będzie przejściowo z niemałymi kosztami, czy pozwoli temu systemowi obumrzeć śmiercią naturalną, angażując własną energię w nowy system aukcyjny? Wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje na to drugie rozwiązanie – tyle, że nie bardzo wiem, jak będą równolegle funkcjonowały obie kategorie „zielonych energii”– ta z certyfikatem i ta zamówiona na aukcji z poziomu obrotu energią. Poza tym, aby skutecznie podtrzymać funkcjonowanie szeroko rozumianej biomasy, wolumeny wystawione do aukcji powinny odpowiadać co najmniej 65 proc. obecnego potencjału wytwórczego. Pozostaje oczywiście jeszcze kwestia właściwie opracowanych aktów wykonawczych do ustawy, aby kierunki w niej wyznaczone były faktycznie realizowane.
Rozwój jakichkolwiek instalacji na cokolwiek uzależniony jest o stabilności i przewidywalności warunków na rynku. Jak to wygląda dzisiaj wszyscy wiemy. Czy ktoś ma ochotę inwestować w energetykę odnawialną. Chyba tylko technologia wiatrowa ze wsparciem na poziomie 75 proc., choć ta z kolei ma inne kłopoty. Rozwój inwestycji na biomasę może nastąpić, jak powstaną po temu podstawy ekonomiczne, czyli perspektywy zwrotu kosztów działalności, a może jeszcze wypracować jakiś zysk. Będzie to zapewne technologia pozwalająca na ograniczenie nakładów i realizację w krótkich terminach, czyli dedykowane instalacje spalania wielopaliwowego.
Czy Pana zdaniem określenie promienia 300 km dostaw biomasy to dobre rozwiązanie? Jakie są plusy i minusy takiej regulacji?
– Ograniczenie transportu biomasy do 300 kilometrów jest naszym postulatem zgłaszanym od niemal 3 lat. Doczekaliśmy się wreszcie jego realizacji. Ograniczenie to pozwoli wreszcie na efektywne wykorzystanie lokalnych zasobów biomasy. Absurdem było pozwalanie na bezproduktywne wypalanie biomasy lub pozwalanie na jej gnicie i sprowadzanie biomasy zagranicznej. Jakie były tego przyczyny? Szkoda na to czasu i miejsca. Najważniejsze, że ta absurdalna patologia może wreszcie zostać wyeliminowana.
Potencjał naszej krajowej biomasy agro sięga ok 14 milionów ton. W szacunkowym przeliczeniu jest to potencjał pozwalający na wytworzenie ok. 18 TWh zielonej energii. Są to te pozostałości produkcji rolnej, które co roku powstają i albo je wykorzystamy do wytworzenia energii, albo zmarnujemy, emitując przy tym bezproduktywnie te same ilości CO2. Potencjał biomasy leśnej szacowany jest na ok. 4 miliony ton, co pozwala na wytworzenie ok. 4 TWh zielonej energii. To proste zestawienie pokazuje, jak można wykorzystać to co mamy w kraju. Minusem tej regulacji jest oczywiście koszt biomasy, który w porównaniu ze zwożonymi odpadami zza granicy jest oczywiście nieco wyższy. Różnica ta to krajowe podatki, koszty pracy i wsparcie krajowego rolnictwa, co summa summarum daje niemałą wartość dodaną, która w przypadku importu równa jest zeru.
Jak nowelizacja ustawy o OZE może wpłynąć na import biomasy? Czy go zahamuje, czy jednak wobec większego popytu import biomasy wzrośnie?
– Mam nadzieję, że nowelizacja wpłynie jednoznacznie negatywnie na import biomasy, przynajmniej tej rolnej, bo niestety co do leśnej, to te zapisy jej nie dotyczą. Nie jest to rozwiązanie zdrowe i pozostawienie biomasy leśnej poza wymogami lokalności nie jest dobre. Nie wiem, co przyświecało ustawodawcom podczas podejmowania takiej decyzji. Obawy przed brakiem lokalnej biomasy leśnej można było rozwiać wykorzystując pozostawioną furtkę w postaci udziału biomasy lokalnej w biomasie ogółem. Mam również nadzieję, że możliwość ta nie zostanie wykorzystana do zmarginalizowania biomasy lokalnej.
Analizując wszelkie aspekty możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji, najbardziej prawdopodobny wydaje się ten, który ze względu na koszty inwestycyjne oraz czas realizacji inwestycji spowoduje rozwój dedykowanych instalacji spalania wielopaliwowego, a te z kolei mają spalać głównie biomasę lokalna, czyli rolną, której mamy pod dostatkiem. Nie widzę więc żadnych przesłanek do realizowania importu biomasy.
Jak ocenia Pan pomysł wpisania do nowelizacji ustawy o OZE definicji drewna energetycznego? Czy ta regulacja będzie w jakiś sposób oddziaływać na producentów biomasy typu agro?
– Kwalifikowanie drewna pod względem jedynie jego wymiarów było, delikatnie mówiąc, dziwne. Spore ilości drewna o wymiarach kwalifikujących je jako „pałnowartościowe” w rzeczywistości stanowiło surowiec nadający się jedynie na cele energetyczne, a na te nie mógł być przeznaczony, wiec po prostu gnił w lesie. Nie widzę nikogo, kto byłby bardziej kompetentny i zainteresowany w jak najbardziej efektywnym wykorzystaniu surowca drzewnego, poza leśnikami. Podjęcie za leśników tej decyzji w gabinecie ministra gospodarki było… Dobrze, że to już historia. Biomasa leśna adresowana jest do innego rodzaju jednostek niż biomasa agro i nie można w tym przypadku mówić o jakiejś konkurencji. Biomasa leśna trafia do jednostek dedykowanych biomasie, gdzie rolna stanowi jedynie drobny stabilizacyjny udział.
Jak teraz może zmienić się na rynku biomasy energetycznej relacja pomiędzy biomasą leśną i biomasą typu agro i jak ta sytuacja wyglądała do tej pory?
– Czy nowelizacja będzie miała wpływ na relację pomiędzy rodzajami biomasy? Nie widzę jakiegoś istotnego czynnika wzajemnych korelacji. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to ewentualne relacje cenowe. W sytuacji, gdy import biomasy leśnej pozostanie nieograniczony, jej ceny zapewne pozostaną na niezmiennym poziomie, natomiast ceny biomasy rolnej po wyeliminowaniu całego wolumenu zagranicznych odpadów, zwożonych do nas za bezcen, zapewne ulegną podwyższeniu. W wielu miejscach i od dawna opisywałem mechanizmy wytwarzania biopaliw stałych w oparciu o pozostałości rolne i w sytuacji, gdy ceny takiej biomasy są poniżej 21 zł/GJ, działalność ta jest deficytowa. Aby wytwarzanie biomasy można było nazwać biznesem – jak na niedawnej konferencji na SGGW – cena jednostkowa GJ energii w tym paliwie musi wynosić ok. 23–27 zł. Porównując więc koszty tony węgla dla energetyki na poziomie 220 zł, tona biomasy musi kosztować ok. 360 zł.
Nowelizacja wprowadza pojęcia spółdzielni i klastrów energetycznych. Czy Pana zdaniem to dobry kierunek i na ile atrakcyjne może być dla takich podmiotów wykorzystanie instalacji biomasowych? Jakiej wielkości mogą to być instalacje i jakie mogą mieć zapotrzebowanie na biomasę?
– Wprowadzenie w nowelizacji pojęć klastrów i spółdzielni jest podejściem szalenie pozytywnym, ale tak naprawdę niewiele zmienia. Sama spółdzielnia czy klaster nie jest formą wsparcia i jeżeli nie będzie jednoznacznych wytycznych, dających jasne zasady wsparcia dla składowych klastra czy spółdzielni, to nie wiem, czy nastąpi rewolucja. Klaster i spółdzielnia dają co prawda możliwość samostanowienia o wytwarzaniu, dystrybucji i obrocie energią na terenie objętym działaniem klastra czy spółdzielni, ale to jeszcze za mało, aby opłacało się w tą energetykę inwestować.
Czy będzie to miało znaczenie dla biomasy? Zapewne tak, gdyż jest to technologia stabilna i zapewne może być podstawą dla takiego przedsięwzięcia. Muszą tylko pojawić się wystarczające warunki pozwalające na inwestycyjne wsparcie takich projektów. Taka koncepcja to idealne rozwiązanie dla biomasy i będziemy całą energią naszej organizacji je popierać.
gramwzielone.pl